+3
Tomlinka 12 marca 2016 22:10
Witam
Jako, że przed swoją podróżą szukałem wielu informacji na temat Wysp Kanaryjskich, które pomogły mi później w organizacji wyprawy, tak chciałbym podzielić się z Wami również swoimi doświadczeniami.
Może zacznę od kwestii organizacyjnych:

Pobyt: 04.08 – 15.08.2015

Miejsce: Fuerteventua – 5 dni; Teneryfa – 6 dni

Ilość osób: 4

Podróż rozpoczęła się w Tczewie. Pendolino do Warszawy. W stolicy firmą „Night drivers” do Modlina.
Lot Ryanair’em. Bilety w cenie ok. 1100zł/os/2 strony. Z różnych względów lepsze opcje cenowe Nam przepadły.

Wylot na Fuerte 12:20, przylot 17:50. Wszystko punktualnie. Spodziewaliśmy się fali gorąca, a przywitał Nas… wiatr :) jak to na Fuerteventure przystało. Na krótkim rękawku bardzo przyjemnie. Naszym miejscem docelowym było Corralejo i Apartamentos Casas Quemadas (gorąco polecam). Plan był, aby z lotniska dostać się autobusem do Puerto del Rosario, a później kolejnym autobusem do Corralejo. Na miejscu plan został zaktualizowany, jako, że oznaczenie autobusów/ linii przysporzyło Nas o kołatanie serca, a Pani w informacji nie była zbyt rozmowna, to pojechaliśmy bezpośrednio taksówką. Koszt ok. 45 Euro. Przy 4- ech osobach koszt do przełknięcia.
Wczesny wieczór to rozlokowanie się w pokoju, spożycie pożywnej obiadokolacji i spacer nad brzeg oceanu.

Apartament na Fuercie


Widok z balkonu


Dzień 2
Nie mieliśmy jeszcze auta, więc w planie był rejs na Isla de Lobos. Z rana myk, myk do portu, tam kilku przewoźników wykonuje regularne rejsy. 15 Euro za osobę i płyniemy. Wyspa niewielka, można przejść się szlakiem do latarni, która oddalona jest o 50 minut drogi. My ten dzień poświęciliśmy na błogie nic nie robienie.

Isla de Lobos


Isla de Lobos


Dzień 3
Jest. W końcu mamy auto. Wypożyczone z Cabrera Medina – patrz Cicar. Odbiór auta ok. 9:00 i w długą. Dzisiejszy plan to wschód Fuerteventury. El Cotillo, jaskinie w Ajuy oraz Betancuria i Pajara przejazdem . Swoją drogą do jaskiń warto zabrać latarkę, bo to co ciekawe i mroczne wydaję się kryć w cieniu.

Jaskinie Ajuy


Jaskinie Ajuy


Dzień 4
Tym razem południe. Cel plaża w Cofete, Morro Jable i plaża Sotavento. Moim zdaniem nie ma co się bać jechać na Cofete wynajętym samochodem. Jeśli nie poniesie Cię brawura, to auto wróci całe i zdrowe.

Dojazd na Cofete


Plaża Cofete


Plaża Cofete


Dzień 5
Wyspę przejechaliśmy w zasadzie wzdłuż i w szerz. Nasze żołądki wytrzymały górskie serpentyny, chociaż czasami było już krytycznie. Ostatni Nasz dzień na Fuercie ograniczyliśmy do okolic północy. Byliśmy raz jeszcze w El Cotillo, na plaży miejskiej przy Puerto del Rosario i w samym Puerto.

Dzień 6
Zmieniamy wyspy. Niedziela. Pobudka o 5:00, wylot na Teneryfę 7:50. Podczas wypożyczenia auta dostaliśmy informację, że biuro na lotnisku jest czynne od 7:00, więc luz. Niestety. O 7:00 nikt się nie zjawił. Czekamy 10 minut, po czym wrzucamy kluczyki do biura Hertz, które ma przygotowane rozwiązanie na taką okazję dla swoich klientów(uchylna skrytkę). Tym Nasza wypożyczalnia zaskoczyła Nas na minus, ale to tylko w przypadku, jeśli Wasza druga, piękniejsza połówka lubi suszyć Wam głowę z różnych powodów :) Dwa przeloty z między lądowaniem na Gran Canarii liniami Binter Canarias. Cena biletu 46 Euro/os i ok. 10:30 jesteśmy na Teneryfie. Bierzemy taryfę – koszt ok. 21 Euro.

Dzień 7.
Chmury. Pada. Czy my na pewno jesteśmy na Wyspach Kanaryjskich?! W planach Siam Park, ale pogoda barowa. O 11:00 padać przestało. Chwila zastanowienia i wybieramy się do najlepszego parku wodnego w Europie wg Tripvisor’a. Ludzi masa. Kolejki do najlepszych atrakcji min. 30 min. Tower of Power przereklamowana. Podsumowując wrażenia: średnio na jeża.

Dzień 8
Auto odbieramy o 13:00 z Orcar’a. Przed południem wypad do Barraco del Inferno w Adeje. Bilety 7 Euro/os zakupione on-line na 8:30. Na miejsce jechaliśmy taksą 12 euro za kurs z dworca autobusowego w Costa Adeje. Plan był jechać komunikacją miejską, ale dostaliśmy nieświeże informacje dotyczące linii, która kursuje do Adeje i pozostała nam tylko taryfa. Swoją drogą, odnalezienie biura Piekielnego Wąwozu i podejście mega stromą ulicą już dałoby się Nam we znaki.
Gorąco polecam przejść się wąwozem. Dobre przetarcie przed Masc’ą, o której będzie później. Uważam, że rozpoczęcie wędrówki o 8:30 – 9:00 rano jest bardzo dobre, ponieważ od ok.11:00 zaczynało doskwierać palące słońce. Czas przejścia w obie strony to ok. 3h.
Na 13:00 nie zdążyliśmy do biura Orcar. Samo odnalezienie go nie było łatwe, tak jest wciśnięte pomiędzy restauracje. Sjesta trwała do 16:00, więc odbiór Nam się opóźnił, ale wykorzystaliśmy ten czas na ładowanie swoich akumulatorów promieniami słońca.

Piekielny Wąwóz


Piekielny Wąwóz


Wraz z nadchodzącymi promieniami słońca spośród skał zaczęli wychodzić tutejsi mieszkańcy.


Dzień 9
Wybieramy się na północ kanaryjskimi serpentynami. C4-kę, którą się poruszamy, przed samoczynnym cofaniem wielokrotnie ratowała tylko redukcja biegu. Silnik 1.6 w benzynie strasznie ospały.
Czytałem o różnicy w roślinności południa i północy wyspy, ale dopiero będąc na miejscu uświadomiłem sobie prawdziwości tych słów. Zatoczki do podziwiania widoków ukazują Nam naprawdę fenomenalne krajobrazy.
Dojechaliśmy na miejsce. Loro Park. Bilet do tego miejsca wart jest swojej ceny. Niesamowita ilość ludzi, którą w zasadzie odczuwa się tylko przy największych atrakcjach, czyli pokazie lwów morskich, delfinów oraz orek, ale dla czegoś takiego warto poczekać i zawalczyć o swoje miejsce.
Loro Park wyczerpał Nas niesamowicie, ale w planach był jeszcze Sendero de Sentidos. Każde zdjęcie, jakie zobaczycie o tym miejscu, nie jest na wyrost. Szlak magiczny, niespotykany, do którego chce się jeszcze wracać.

Widok na Garachico


Pierwsza z atrakcji Loro Park'u


I największa z atrakcji


Szlak zmysłów


Szlak zmysłów


Dzień 10
Wisienka to torcie. Top 1 Teneryfy – Pico del Teide.
Dzień poprzedni był mega upalny. W zasadzie to na Teneryfie zastaliśmy pogodę w kratkę. Budzę się w nocy słyszę, że pada. A niech pada. Co mnie to nocą interesuje. Wstaję o 8:00 i… dalej pada. Cholera nie taki był plan. Postanowiłem jeszcze nie budzić reszty ekipy i dać pogodzie dodatkową godzinę. O 9:00 aura niezmiennie złośliwa. Nie pozwoli Nam obejrzeć pięknej panoramy z najwyższego szczytu Hiszpanii, ale i bez tego sam wjazd będzie niesamowity.
Śniadanie zjedzone, wszyscy ogarnięci, ale niebo cały czas płacze. Patrzymy ponad Nasze głowy, odmawiam w duchu modlitwy Króla Juliana do pradawnych bogów i chyba podziałało. Deszcz przestał padać, a słońce nieśmiało próbowało przedrzeć się przez chmury.
Wsiadamy w samochód. Bardzo dobrą i urzekającą drogą dojeżdżamy na wysokość 2300 metrów pod stację początkową kolejki górskiej, a na miejscu komunikat, że z powodu opadów kolejka przez cały dzień nie kursuje!
Na tarczy wracamy do Naszego apartamentu.

El Teide


El Teide


El Teide


Dzień 11
Pogoda śliczna. Tendencja kratki, o której wcześniej pisałem, potwierdzona. Na ostatni pełny dzień zostawiliśmy sobie Masc’ę.
Zdecydowaliśmy się wybrać trasę z Masci do plaży, później rejs do Los Gigantes i powrót do domu.
Padło na firmę Masca Trekking, której gorąco nie polecam, ale o tym później. Biuro znaleźliśmy w okolicach portu. Bilety kupione na miejscu, taksówka już czekała na potencjalnych klientów, więc nie musieliśmy wkładać zbyt wiele wysiłku. Droga do Masci mega kręta. Gdzieniegdzie leżały kamienie, które spadły z otaczających Nas zboczy.
Sama miejscowość bardzo przytulna. Na pierwszym planie rzuca się wielki Smocze Drzewo, przy którym robimy sobie wspólne zdjęcie. Wąwóz bardzo fajny, dla niewprawionych trekkingowców, patrz Nas, idealny.
Przejście zajęło Nam mniej czasu niż sądziliśmy. Bilet powrotny mieliśmy na 14:30, ale o 12:30 doszliśmy już do plaży (piękne miejsce). Zgodnie z planem wcześniejsza łódź odpływała o 13:30. Myślę sobie, wbijemy się na ten kurs, to jeszcze zdążymy zajechać na El Teide. Idę do dziewczyny z obsługi Naszego biura, pytam, czy możemy popłynąć wcześniej, a ona odpowiada: nie. Pytam dlaczego nie? Odpowiedzi już nie uzyskałem.
Nie jestem konfliktowy, więc pomyślałem, że skoro zdecydowaliśmy się na 14:30, to nie mogę mieć o nic pretensji. Jakby dobrze poszło, to na wulkan i tak zdążylibyśmy wjechać.
Godzina 14:30 się zbliża. Idziemy na pomost, pod który podpływają łodzie. Nasza łódź przypływa z drobnym opóźnieniem, pokazujemy bilety powrotne, a dziewczyna mówi Nam, że nie popłyniemy, bo tą łajbą wraca jakaś wycieczka i nie ma dla Nas miejsca. Nerw we mnie narasta.
Pół godziny nic. Godzina nic. Zirytowany na maksa rzucam fakami do dziewczyny, ona gdzieś dzwoni i dopiero po 1,5h od planowanego odpłynięcia podstawia się łódź. W związku z tymi doświadczeniami firma Masca Trekking jest dla mnie spalona. Konkurencyjne biuro Express Masca miała mniejsze łodzie, ale kursowały dużo częściej. Cała organizacja wydawała się bardziej profesjonalna.

Masca


Wąwóz


Klify Los Gigantes


Klify Los Gigantes z Berlinkami


Dzień 12
Powoli żegnamy się Kanarami. Ostatnie godziny spędzamy przechadzając się wzdłuż Atlantyku, podziwiając w między czasie surferów, próbujących ujarzmić potężne fale oceanu. Pakujemy się do samolotu Ryanair’a, przez okienko szukam Pico el Teide. Jeszcze Cię zdobędę! To obietnica.

Dodaj Komentarz

Komentarze (7)

dziabulek 6 kwietnia 2016 10:16 Odpowiedz
Pogoda jak na sierpień nie powaliła na kolana z tego co widzę.
tomlinka 6 kwietnia 2016 10:29 Odpowiedz
Trzeba przyznać. że byliśmy totalnie zaskoczeni. Temperatury 30 stopni i więcej utrzymywały się, ale co drugi dzień niebo pochmurne.
piksel 6 kwietnia 2016 13:53 Odpowiedz
no to mieliście totalnego pecha , byliśmy w tym roku w styczniu 8 dni na Teneryfie , pogoda marzenie , wulkan oczywiście zaliczony w pięknym słońcu. Ale jak widzę wasze koszty to trochę mi się robi gorąco :)
tomlinka 6 kwietnia 2016 15:36 Odpowiedz
pikselno to mieliście totalnego pecha , byliśmy w tym roku w styczniu 8 dni na Teneryfie , pogoda marzenie , wulkan oczywiście zaliczony w pięknym słońcu. Ale jak widzę wasze koszty to trochę mi się robi gorąco :)
Mi tez jak pomysle o cenie biletow :). W sumie to i tak wyszlo jakies 40% taniej niz przez biuro i tej optymistycznej wersji sie trzymam.
greeecja 7 kwietnia 2016 11:47 Odpowiedz
Co to za dziwna maniera pisania "nas", "naszą" wielką literą?
tomlinka 7 kwietnia 2016 12:53 Odpowiedz
greeecjaCo to za dziwna maniera pisania "nas", "naszą" wielką literą?
Muszę przyznać, że to maniera, której nie potrafię się pozbyć. Niemniej jednak jest mi przykro, że błąd ortograficzny znajduje się w Twojej hierarchii ponad konstruktywnym komentarzem. Z trwogą patrzę w przyszłość blogów, kiedy widzę i słyszę o procencie osób ze stwierdzonymi dys-coś tam, więc nie czepiajmy się szczegółów.
cypel 8 kwietnia 2016 09:31 Odpowiedz
To nie jest smocze drzewo tylko figowiec (ficus)